Kultura, po Japońsku
Japończycy są strasznie uprzejmi. Przynajmniej niektórzy
Sprzedawcy są uśmiechnięci, kłaniają się, resztę wydają na dwóch dłoniach, trzymając niczym monstrancję. Na co dzień tworzą jednak wrażenie chłodnych i zdystansowanych. I to nie tylko do gaijinów, ale i siebie nawzajem, co zaobserwowałem w różnych sytuacjach.
Nasłuchałem się też opowieści, jak to są gotowi doprowadzić turystę na drugi koniec miasta, byle mu pomóc. Nie miałem zamiaru nadużywać tego perka, ale nie miałem wyjścia zagubiony w Shinjuku, próbując wrócić do domu. Przyjazdy tubylec gotów był jednak skierować mnie w zupełnie inną stronę Tokio, na szczęście w porę się opamiętałem, w czym pomógł mi potwornie drogi internet w komórce.
W Tokio można być przeźroczystym
Zwłaszcza jak się jest cudzoziemcem, na dodatek przewyższającym tubylców o głowę. Zagaić bali się nawet ulotkowicze, a najdłuższe strzepywanie z siebie natrętów zafundowali mi (niezależnie od siebie) dwaj czarnoskórzy klubowi naganiacze, którzy w środku nocy w Shibuyi nie mogli uwierzyć, że ktoś chce iść spać, przeszli ze mną ze 100 metrów zagadując, a potem klejąc piątkę i życzyć dobrych snów. Zupełnie jak w Los Angeles.
Tokio miastem seksu? Chyba w głowie Agnieszki Szulim
Serio, nie zauważyłem, by mężczyźni nie mogli się powstrzymać przed zaglądaniem pod sukienki uczennic, nie namierzyłem też mitycznych zużytych majtek w automatach. Na Akihabarze co rusz wpadałem za to na tzw. Maid Cafe, w których kelnerują dziewczęta w fartuszkach i pończoszkach, w różnych miejscach tkwią przybytki, w których panowie oddają się samoczynnej rozkoszy z wykorzystaniem hentaiów (porno anime), zaś w Kabukicho nie brakuje domów publicznych.
Aha, była jeszcze ta świetna knajpa w więziennym stylu, w której Krzysiek Gonciarz pił drinka z penisem, a kelnerzy przy wyjściu koniecznie chcieli mi wykręcić sutki. Ale obawiam się, że tak czy siak wyprawa do Hamburga przyniosłaby Agnieszce Szulim więcej ciekawych materiałów. Problem w tym, że wtedy trudno byłoby tak bezczelnie ściemnić widzów TVN-u.
Nie trzeba znać japońskiego
A Japończycy wcale nie są tacy kiepscy w posługiwaniu się angielskim. Nauka japońskiego nie poszła w las i nie miałem problemu z zapytaniem o drogę czy o coś, co chciałem kupić, ale przy bardziej złożonych tematach nieodzowny okazywał się angielski. I tu było całkiem nieźle. A najbardziej zaskoczył mnie fakt, że najlepszą wymową posługiwali się staruszkowie – jeden 60-letni pan bez śladu akcentu poinformował mnie sam z siebie, że powinienem zmienić pociąg jeśli chcę dotrzeć do Asakusy, z drugim – ponad 70-letnim – miło pogadałem w samolocie w drodze powrotnej.
Japończycy wciąż tych kobiet specjalnie nie szanują
To opinia koleżanki Kasi, która w Japonii mieszka od pewnego czasu. I niezależnie od sytuacji – w pracy czy w rozmowie prywatnej – czuć, że Japończyk traktuje kobietę jako nieco gorsze stworzenie. Przywiązani do tradycji mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni mogli zaadaptować piłkę nożnę czy baseball, ale z normami społecznymi idzie im nieco gorzej.